sobota, 30 marca 2013

Zapraszam na nową stronę...



Zapraszam na moją nową stronę. Z założenia ma być rozbudowaną wersja tego bloga.

Strona 'futbolowyswiat.pl' stworzona została z myślą o tych, dla których futbol jest sprawą priorytetową. Jak mówi stare mongolskie porzekadło - piłka nożna ze spraw mniej ważnych jest najważniejsza.

Kierując się tym właśnie tropem, staram się stawać na wysokości zadania, by witryna każdego dnia mogła pochwalić się największą dawką najświeższych newsów, by z hasłem 'najlepiej poinformowany portal piłkarski' w pakiecie dołączona była obszerna baza sportowych wieści.  
Te nierzadko pisane będą z przekąsem, na ostro i bez zbytecznej cukierkowatości, którą atakowani jesteśmy zewsząd. Dla nas porażka zawsze będzie porażką, zaś kompromitacji nigdy nie zaliczymy do kategorii triumfu...

Polecam się i zachęcam do regularnych odwiedzin.

PS. Znajdziesz nas także na Facebooku.

poniedziałek, 1 października 2012

Kręcina dalej kręci...



Upadły anioł stróż Polskiego Związku Piłki Nożnej nadal nie daje o sobie zapomnieć i z każdym kolejnym wystąpieniem udowadnia nieprzeciętną, dyplomatyczną klasę. Nie inaczej było w telewizyjnym wywiadzie dla TVN24, w którym Pan Zdzisław swoim przenikliwym okiem pokusił się o analizę obecnego stanu "piłkarskiego urzędu". Jego wypowiedzi - co nie powinno już nikogo dziwić - były niezwykle kwieciste, zaś zaprezentowane argumenty wręcz szokujące.

Nawet gdyby prezesem PZPN był Jan Paweł II, to też byłyby narzekania. To jest normalne. Cały wizerunek związku to przede wszystkim pierwsza reprezentacja - powiedział Zdzisław Kręcina.

Sam nie ma zamiaru zrezygnować ze swojej misji naprawy polskiego futbolu licząc, iż osobiście stworzony brawurowy plan reformacji PZPN-u przekona wszystkich działaczy.

Trzeba wykorzystać ten miesiąc, żeby przebić się programem. Sala zadecyduje -
przyznał.

Myślą przewodnią byłygo sekretarza związku są dwa hasła "zdrowy rozsądek i pragmatyzm". Dyplomatycznie nie pokusimy się o probę rozszyfrowania przemyśleń  programowych chętnego do zmian, rodzimego Don Kichota piłki nożnej.

(źr. wp.pl  /  fot. wn.com)

niedziela, 2 września 2012

Real utarł nosa Barcelonie


BarcelonavRealMadridSupercopaziCd0e0ZP8al
zimbio.com

Wszystkim tym, którzy Real Madryt w tym sezonie spisali już na starty mogą czuć się delikatnie skompromitowani. Podopieczni Jose Mourinho, mając na koncie wpadki w początkowych spotkaniach La Liga, dla Barcelony ponoć mieli być łatwym kąskiem w drodze po Superpuchar Hiszpanii.
Tak jednak się nie stało, i kolejne już  Gran Derbi - tym razem w odsłonie Supercoppa - z pełnym przekonaniem zapisano na konto Królewskich.
Starcie 'hiszpańskich potęg', przebiegało znanym scenariuszem: medialna burza, sprzeczki poszczególnych zawodników, wszechobecne  docinki, typowania  i komentarze.
Te jednak zdały się nic nie znaczyć w momencie odgwizdania rozpoczęcia dwumeczu.
Pierwsze spotkanie zakończone 3:2 na korzyść Realu zapowiadało jeszcze większe emocje w spotkaniu drugim. Barcelona zamierzała odrobić straty, Madryt zaś planował obronić przewagę, by dowieźć zwycięstwo do ostatniej minuty. Sztuka udała się - jak to przyjęło się w futbolu - tylko jednym.

I tak po bramkach Higuaina i Cristiano zawodnicy w białych trykotach nie dali złudzeń odwiecznemu rywalowi. Barca w prawdzie odpowiedziała trafieniem Messiego, te już jednak w ogólnym rozrachunku na nic się zdało.

Real Madryt z Superpucharem Hiszpanii. Real osładza kibicom trudniejsze chwil z początkowej fazy rozgrywek ligowych. Real uciera nosa pewnej (zbyt pewnej?) siebie Barcelonie.
Co na to Barcelona?
Z pewnością usłyszymy o ciągłym krystalizowaniu się drużyny pod wodzą nowego trenera i "wdrażaniu" się w sezon. Co odważniejsi pewnie i pokuszą się o krytykę finału Pucharu, deprecjonując jego wartość i sens.
Cóż, jak się nie ma - pozostaje narzekać.

czwartek, 26 lipca 2012

Wymarzony transfer Stilicia?

kip.ba
 Choć z planów podpisania kontraktu z którymś z klubów Bundesligi nic nie wyszło, zawodnik nie kryje radości z przejścia do drużyny z ligi ukraińskiej, Karpat Lwów. Brzmią one jednak dość enigmatycznie, jakby ukryć miały rzucającą się na pierwszy plan "transferową porażkę"..
Wiem, że interesowało się mną wiele klubów. Życie jest nieprzewidywalne. Swego czasu wybrałem Lecha i nie żałuję tej decyzji. Teraz moim klubem są Karpaty - powiedział Semir jakby tłumacząc swoją decyzję wyjazdu do Lwowa.

Nie jest tajemnicą, iż - ponoć - jeszcze nie tak dawno o zdolnego Bośniaka pytały teamy z europejskiej czołówki. Te czasy bezpowrotnie minęły, a sam zawodnik odczuwa niekłamaną(?) satysfakcję z podpisanego kontraktu z Karpatami.

Odszedłem z Lecha, bo skończył mi się kontrakt. To był naprawdę przyjemny okres. Byliśmy czołową drużyną w lidze, zdobywaliśmy trofea, graliśmy w europejskich pucharach. Chciałem jednak coś zmienić. Przyszedłem do Karpat, żeby pomóc klubowi osiągać lepsze wyniki. Chciałem trafić do silniejszej ligi. O to mi chodziło" - powiedział piłkarz.

Sam wybór wydaje się jednak dość dziwnym. Trudno znaleźć zawodnika, który przy zainteresowaniu takich klubów jak Arsenal Londyn, Olympiakos Pireus, czy Borussia M'gladbach wybiera kierunek ukraiński. Wygląda więc na to, iż albo prasa nazbyt koloryzowała perspektywy transferowe Stilicia, lub - i to wydaje się bardziej prawdopodobne - sam zawodnik mało skromnie wypowiadał się o swoich możliwościach...

niedziela, 17 czerwca 2012

Zawiódł boski Lewandowski

zimbio.com

Miłość kibica nierzadko bywa ślepa i bezgraniczna, warto jednak czasem nieco krytycznie spojrzeć na dokonania swoich ulubieńców.
Od paru dni w prasie, telewizji i na ulicy słychać było nieustanne Tytoń, Błaszczykowski i Lewy...
Bohaterowie! Wybawcy! Na świętych ich!

Hmm... Czy zatem faktycznie było tak kolorowowo jak zdali się to widzieć kibice przez swoje "bialo-czerwone okulary" ?
Bramkarza oceniamy po efektywnych akcjach i ratowaniu swojego zespołu przed traceniem bramek - ok, plus dla Tytonia. Błaszczykowski pokazał się z dobrej strony jako rasowy kapitan, pomysłowy "rozgrywający" akcje oraz opanowany przywódca ekipy - brawo Kuba.
Jeśli jednak chodzi o Pana Lewandowskiego, to przy całym szacunku dla jego klubowych dokonań (które dla jednych są jedynie wypadkową świetnej gry pozostałych formacji Borusii), podczas tego turnieju był pilkarzem, który w naszej kadrze zawiódł najbardziej!
Czymże jest jednak wymęczona bramka z Grecja, w zderzeniu z ogólnoeuropejską marką największego snajperskiego talentu, jakim może pochwalić się Lewandowski. Wszak napastnika rozliczamy po zdobyczach bramkowych, zaś w tym przypadku, pomimo szumnych zapowiedzi bilans jest - mówiąc delikatnie - mierny. Lewy celnością i skutecznością nie zachwycił, nie zdołał także unieść ciężaru niekwestionowanego lidera narodowej kadry.

I można pisać o kiepskiej postawie pozostałych zawodniów i braku współpracy wszystkich formacji w strafach obronnych przeciwnika. Można.
Ja jednak od klasowego napastnika (a za takiego przecież uważamy Roberta) oczekuję bramek!

Zawiodła nas kadra, zawiódł nas jej filar. Po raz kolejny zawiedzeni zostali oddani kibice...

...i skończyło się jak zwykle


tvn24.pl
Nie przywykłem by cokolwiek z założenia potępiać i skazywać na straty. Nie odnajduję w sobie także tradycyjnej cechy rasowego Polaka i narzekam "z założenia"., ot, tak.
Tym samym od pierwszych dni przygotowań polskiej kadry do turnieju EURO Biało-czerwonym kibicowałem szczerze, licząc na szumnie zapowiadane sukcesy. Niestety na zapowiedziacha się skończyło. Odrzućmy zatem od siebie naciągane myśli pocieszenia i zdajmy sobie sprawę, że nasza kadra dała tłuściutką plamę. Bo jakże inaczej nazwać to, co działo się we wszystkich spotkaniach? Trener Smuda wyjście z grupy uznał za plan minimum, zawodnicy na każdym kroku podkreślali, że mogą pokonać każdego i nikt nie jest im straszny. Ostatecznie skład z zaledwie dwoma punktami kończy klasyfikację grupową jako najsłabsza drużyna, niwecząc pokładane w nich nadzieje i wiarę kibiców. Sukces? Może, ale nie dla mnie. Kto chce, niech nadal przekłamuje rzeczywistość i każdą porażkę przekuwa w sukces. Mnie taka propaganda wątpliwej dominacji nie przekonuje.
"Ładnie grali, pokazali wolę walki i zdawali się być coraz silniejsi". No tak, zdawali się. Może i gra faktycznie momentami była miła dla oka, a kontruowane akcje były w stanie zaciekawić nawet najwybredniejszego obserwatora. Może.

Piłka nożna to jednak nie łyżwiarstwo figurowe i nie styl tutaj przynosi ostateczny sukces. Nie było wyników, nie było zwycięstw, nie ma awansu.
Hm... Był czas się przyzwyczaić.

I tylko kibiców żal...


środa, 6 czerwca 2012

Futbol w wersji powiatowej



Powiat bieruńsko-lędziński zgodnie z czołowymi lokatami, jakie od lat zajmuje w rankingach na gospodarność, przedsiębiorczosć i urzędową pomysłowość, nigdy także nie ostawał w "plebiscycie" na najbardziej usportowioną jednostkę samorządowego podziału. Na obszarze naszej BL-ki z sucesem od wielu lat triumfy święci sześć zasłużonych drużyn piłkarskich. Są to kolejno: Pogoń Imielin, Stal Chełm Śląski, bieruńskie Unia oraz Piast, MKS Lędziny i wreszcie GTS Bojszowy.

Każda z ekip cieszy się niesłabnącą sympatią miejscowej ludności, każda chlubi się bogatymi kartami swojej historii, każda także z niekłamaną dumą szczyci się wierną grupą dopingujących fanów. I choć poziom piłkarski na okolicznych obiektach pozostawia wiele do życzenia, a zaplecze orgaznizacyjne nierzadko odbiega od tego wymarzonego, nasz lokalny futbol od lat potrafi przyciągać do siebie wielu sympatyków piłki kopanej. Zaś dla tych prawdziwych fanów takie "szczegóły" jak przestarzały obiekt, mierna gra i odległe miejsca w odległych ligach są jedynie nic nieznaczącym dodatkiem do całości piłkarskiego szczęścia.

Najstarszą ekipą w powiecie jest imielińska Pogoń. Klub powstał dokładnie 90 lat temu z inicjatywy piątki przyjaciół, dla których miłość do futbolu od lat dziecięcych zajmowała poczesne miejsce. Miłość ta przejawiała się wręcz finansowym poświęceniem, gdyż - jak głosi legenda - jeden z założycieli, by zapewnić odpowiednie miejsce pod budowę obiektu, sprzedał własne pole, a zarobionymi pieniędzmi zarezerwał wypatrzoną działkę. Tym wymarzonym miejscem była rozległa polana na ulicy Hallera i dzięki determinacji pierwszych działaczy, Stadion Pogonii w tymże miejscu mieści się po dziś dzień. Lata działalności klubu to lata poświęceń i organizacyjnej pracy u podstaw. W efekcie po wielomilionowych remontach, renowacjach i przebudowach, działacze imielińskiej komórki sportowej z dumą mogą stwierdzić, iż zapewnili swoim zawodnikom warunki iście mistrzowskie. Pogoń przez lata wędruje pomiędzy klasą B, A oraz okręgówką. Ku uciesze kibiców w tej ostatniej "Imieloki" zdali się już jakby zadowowić, ale to z pewnością nie jest szczytem marzeń ziomków z Imielina.

Rzut beretem od obiektu Pogonii, w niedalekim Chełmie Śląskim, przy sławetnej skądinąd ulicy Chełmskiej swoją siedzibę ma miejscowa duma piłkarska - KS STAL. Rywal zza miedzy i odwieczny sportowy (tylko sportowy!) przeciwnik Imielina ostatnich lat do udanych zaliczyć nie może. I niestety trudno za taki stan rzeczy winić piłkarzy i ich sportowe zaangażowanie. Klub powstały w 1930 roku przechodzi ostatnimi czasy (chwilowe miejmy nadzieję) kłopoty. Z racji finansowej i organizacyjnej nieodpowiedzialności działaczy klub zmuszony został zawiesić swoją działalność, rezygnując równocześnie z obecności w rozgrywkach klasy A. Nowy sezon będzie zatem dla ekipy otwarciem nowego rozdziału. Zespół na powrót stanie w szramki z rywalami z Okręgówki, mając nadzieje na szybkie odzyskanie niesprawiedliwie utraconej pozycji. Oby tylko biurokratyczne "zarżnięcie" zespołu przez kierownictwo nie odbiło się również na frekwencji podczas spotkań, która przecież w Chełmie Śląskim była zawsze na wysokim poziomie. Oby niegospodarność klubowych władz nie zraziła do współpracy zdolnej młodzieży z okolicy, gdyż wówczas drużyna umrze śmiercią naturalną bez nadziei na jakąkolwiek reanimację...

Każda z części Bierunia wydała swojego drużynowego reprezentanta, za którym murem stoją szeregi kibiców z każdej z dzielnic. I tak na Starym Bieruniu swoje mecze rozgrywa Unia, Nowy zaś jest miejscem treningów klubu Piasta. Nieco bardziej doświadczonym teamem jest ten pierwszy, gdyż swoich sił na poletku ligowej rywalizacji próbuje już od 1925 roku. Od ponad 85 lat klub efektywnie prowadzi młodzieżowe szkółki piłkarskie, drużyny seniorskie, oraz te dla panów nieco starszych - oldbojów. Sporym atutem klubu jest jego niezwykła - jak na nasze lokalne warunki - organizacja grup kibicowskich i co za tym idzie pomysłowość przygotowania dopingów podczas wszystkich spotkań. Klub kibica bieruńskiej Unii liczy sobie ponad 30 osób, jednak nie o ilość tutaj chodzi. Wierni fani Unii bez względu na porę roku, pogodę, czy aktualną formę swoich ulubieńców towarzyszą zawodnikom na wszystkich meczach, dając niezwykły pokaz oddania i sportowej wierności. Wachlarz przyśpiewek, kolorowe stroje i wyszukane transparenty z zagrzewającymi do walki hasłami - to wszystko to, czym żyjąca futbolem młodzież stara się zachęcić do gry piłkarzy z Bierunia Starego.

Druga z bieruńskich ekip, choć w latach doświadczeń delikatnie odbiega od swojego sąsiada, jeśli chodzi o zapał i piłkarskie możliwości z pewnością nie powinna odczuwać kompleksów. Ekipa z imieniem dawnego króla Polski w nazwie, w ligowych tabelach zaistniała kilka lat po wojnie, w 1948 roku. Choć początki do królewskich nie należały, przy pomocy władz miasta, od 1991 brygada "Piasta" regularnie mierzy się z rywalami z katowickiej A klasy.

Spośród powiatowych ekip nie sposób także nie ominąć piłkarskiej dumy Bojszów. GTS, bo o nim mowa swoje powstanie datuje na rok 1950. Od tamtego czasu z efektem aktywizuje lokalną młodzież, szkoląc i trenując umiejętności najmłodszych mieszkańców Bojszów we wszelakich grupach wiekowych. Pod kierownictwem byłego możnowładcy powiatu bieruńsko-lędzińskiego, p. Bernarda Bednorza, klub stale zwiększa swój potencjał, modernizuje sportowe zaplecze i po cichu upomina się o miejsce w wyższych klasach rozgrywkowych. Oby z sukcesem.

Ciekawym "okazem" jest ostatnia z powiatowej grupy drużyn - MKS Lędziny. Klub możnaby określić jednym - bądź, co bądź okrutnym - zdaniem: wielkie zapowiedzi, wielkie nadzieje, wielka porażka. Ekipa z ulicy Stadionowej w swoim czasie aspirowała do gry w drugiej lidze, zainwestowała w wyszkolenie, wytransferowała kilku ciekawych zawodników i wydawać by się mogło, iż mocarstwowe plany Lędzionioków szybko się ziszczą. Niestety... Zabrakło wyników, zapału składu oraz wsparcia włodarzy. W efekcie szeregu pomyłek (nie tylko sportowych) w Lędzinach pozostały jedenie piękne wspomnienia pięknych marzeń. MKS z sezonu na sezon dzielnie gości na rozkładzie okręgówki, mierząc się z drużynami z sąsiedzctwa, to jednak byłoby na tyle jeśli chodzi o plany podbicia rodzimego futbolu. Rozmyślając o MKS-ie trudno także zapomnieć o "zapierającym dech w piersiach obiekcie" (sic!). Mały stadionik ukryty w gęstwinie zielonego zagajnika zdaje się jakby posiadł umiejętność wstrzymania biegnącego czasu. Przekraczając zardzewiałą, niemalże antyczną bramę, iście magicznie przenosimy się w lata '50 ubiegłego wieku, przy czym od tamtego czasu mało które z umieszczonych urządzeń poznało rękę konserwatora. Może już czas, by miejscowi sportowcy przypomnieli o sobie lokalnym władzom i nieśmiało stanęli w kolejce po urzędowe finanse?

Jakże posumować tę lokalną, drużynową wyliczankę? Na pozór wydaje się, iż nie mamy powodów do zmartwień. Mamy kluby oraz zdolną młodzież, mamy (miewamy) również chętnych do pracy działaczy i wparcie inwestorów. Nigdy jednak nie będzie tak, by nie mogło być lepiej. Warto, by lokalni możnowładcy łaskawszym okiem spojrzeli na sportową kartę swoich miejscowości, a w swoich księgowych rozliczeniach poczesne miejsce zarezerwowali dla rozwoju swoich futbolowych "perełek".

Wszystkim tym natomiast, którzy z miłości do futbolu z chęcią zakładają pantofle z korkami w podeszwie niech przed każdym treningiem przyświeca myśl pewnego holenderskiego szkoleniowca Biało-czerwonych: Przypomnij sobie, jak byłeś małym chłopcem i marzyłeś, że pewnego dnia będziesz wielkim piłkarzem. Możesz to mieć, ciesz się tym, co robisz.

Oby marzenia wszystkich lokalnych piłkarzy doczekały się spełnienia. Oby myśli o wielkim futbolu wszystkich tych, udających się na miejscowe stadiony były w stanie się ziścić.

środa, 30 maja 2012

Drugie podejście Urbana


wn.com/wlasne
Trzecie miejsce w Ekstraklasie i Puchar Polski okazały się wynikiem niesatysfakcjonującym, efektem czego włodarze warszawaskiej Legii zdecydowali się na pożegnanie ze dotychczasowym pierwszym szkoleniowcem drużyny - Maciejem Skorżą.Jego miejsce zajmie jeden z niewielu Polaków, którym udało się zaistnieć w lidze hiszpańskiej, czyli Jan Urban.
Transfer to dość nietypowy, z dwóch podstawowych powodów:
1) Choć może i Skorża nie wypełnił swoich obietnic i obiecanego tytułu nie zdobył, sprawił, że stołeczna ekipa stała się efektywnym kolektywem, który z każdym meczem zwiększał swoją wartość. Z mętnej, piłkarskiej gliny ulepił ciekawy skład, który w przyszłości - wraz z odpowiednim zapleczem i strategią - mógł przynosić wymarzone tytuły.
2) Jako się rzekło, nie jest to pierwsza próba Jana Urbana na stanowisku trenerskim "Stołecznych". Pierwsza przygoda w prawdzie przyniosła Puchar i SuperPuchar, wiele w tamtejszym okresie było spontaniczności, zaskoczenia i chaosu.

Analizując postawę zespołu w końcówce minionego sezonu, uznaliśmy wspólnie z członkami Rady Nadzorczej, że aby realizować nasze najwyższe cele sportowe, konieczna jest zmiana, która będzie nową motywacją dla zawodników - powiedział Piotr Zygo, p.o Prezesa Legii.

Być może jest to i dobra motywacja. Czy jednak nie lepiej byłoby dać dotychczasowemu opiekunowi zespołu kolejnego sezonu na pracę i szkolenie piłkarzy? Wszak sukcesy nie przychodzą po dwóch tygodniach...
Potrzeba czasu i cierpliwości, a tych jak widać po raz kolejny zabrakło...

Oj, Legio, Legio...

niedziela, 27 maja 2012

Euro za euro


Sport sportem, emocje emocjami, jednak ostatecznie i tak wszystko oprze się o podział pieniędzy. A do rozdania suma jest niebagatlna. Na zbliżających się mistrzostwach UEFA nie poskompi piłkarzom premii i na cel finansowych gratyfikacji zabezpieczy niemałą sumę 196 milionów euro!
Za ostateczne zwycięstwo w turnieju władze europejskiej Federacji przewidziały dodatek w wysokości nawet 23,5 milionów. Na zmaganiach w mistrzostwach wzbogacą się jednak nie tylko ci najlepsi, gdyż także na pozostałą stawkę czekają bonusy: każde zwycięstwo w grupie to milion euro, awans do ćwierćfinału UEFA wyceniła na dwa miliony euro, zaś do półfinału - na trzy. Dotarcie do finału to kolejne osiem milionów, natomiast zwycięstwo w decydującym starciu - 7,5 milona.

Wygląda więc na to - i to raczej nie powinno być dla nikogo niespodzianką - iż zbliżajce się mistrzostwa nie będą jedynie dla piłkarzy szansą na zaprezentowanie swoich futbolowych talentów, ale także na podreperowanie swoich prywatnych kont.
Cóż...
Był przecież czas, by przyzwyczaić do biznesowego oblicza piłki nożnej. Kwestie przyjacielskiej rywalizacji i radości z gry już dawno odeszły na dalszy plan...

środa, 23 maja 2012

Wielkie przygotowania?

Będziemy wynosić śmieci, wyprowadzimy psa, sprzątniemy skarpetki i... - uwaga - pójdziemy nawet na wspólne zakupy! Ale... przez 90 minut oszczędźcie nam mrożących krew w żyłach opowieści i zapierających dech w piersiach historii z życia przyjaciółek... tylko na te 90 minut...

Prosimy...

Przegrany sezon Bayernu



To fakt - znęcanie się nad przegranymi jest okrutnym przyzwyczajeniem.
FC Bayern zawiódł w tym sezonie na wszystkich frontach, przegrywając wszystko to, w czym miał brylować, a sympatycy ekipy z Bawarii przechodzą ciężki okres...
Mimo to jednak ode mnie jeszcze jeden prztyk (tym razem rysunkowy).



Liga godna mistrzów


Nie ma co biadolić i narzekać na tegorocznych finał Champions League. Czego by nie mówić o strategiach obu drużyn, ich przygotowaniu i indywidualnej drodze do ostatecznego pojedynku w turnieju, obie drużyny to klasowe firmy i przysłowiowej sroce spod ogona nie wypadły.
Niesprawiedliwością zatem jest ciągła i wszechobecna krytyka finalistów oraz deprecjonowanie ich dokonań w poprzednich rundach. Wszak w finale nie znalazły się dlatego, że akurat przechodzili obok monachijskiego stadionu (albo wręcz trenowali)!
Zarówno Bayern jak i Chelsea w pełni zasłużeniea pokonali swoich dotychczasowych przeciwników, swoje mecze wygrali i do finału awansowali. Nie za cukierki, nie za doping, czy za stolikowe roszady, ale za zwycięstwa!
Nie dajmy się zwariować. Finał bez Barcelony i Realu to też finał. A ten - pozwolę sobie zaryzykować - był może i znacznie ciekawszy...

Zarzuty o zachowawczej grze i ustawianiu "autobusu"?  Skoro "murowane" rozwiązania przynoszą ostateczny sukces oznacza, iż są dobre. Skoro żadna inna z drużyn na takowe nie wpadła, tym większe brawa dla sztabu Chelsea, który na taki krok się zdecydował. Stara zasada jest nieubłagana: zwyciężają Ci, którzy zdobywają więcej bramek, zaś piękna i walorów artystycznych szukajmy w łyżwiarstwwie figurowym. Ot, co! Brawo Chelsea!
Londyńska ekipa wzniosła swój długo wyczekiwany Puchar i z pewnością na brawa zasłużyła.


(Pytanie tylko co z Panem Di Matteo, który przecież miał być tylko 'na chwilę', a z rozpędu zrobił z Niebieskich najlepszy klub Europy...)

piątek, 18 maja 2012

Niezdecydowany Robin

guardian.co.uk
Zakończony sezon angielskiej Premier League jest być może ostatnim, w którym Robin van Persie reprezentował barwy Arsenalu Londyn. Jak donosi redakcja Guardiana Holender z całą stanowczością odrzucił proponowaną prolongatę obecnego kontraku, zaznaczając, iż na wstępie chce zapoznać się z ewentualnymi propozycjami ofert innych klubów.
A przyznać trzeba, że finansowo włodarze "Kanonierów" stanęli na wysokości zadania: 130 tys. funtów tygodniowo i dodatkowe 5 mln funtów za sam podpis nie prezentują się skąpo. Wygląda więc na to, że  to nie pieniądze są w tym momencie dla zawodnika priorytetem.  Trudno jednak także liczyć, by najlepszy strzelec angielskiej ekstraklasy na trzy tygodnie przez rozpoczęciem mistrzostw Europy pokusił się o przyjęcie jakiejkolwiek oferty.
A kolejka ewentualnych chętnych do jego zatrudnienia już teraz przedstawia się imponująco. Obok takich firm jak Juventus Turyn, czy nowy mistrz z Manchesteru, nieśmiało wskazywane są także Barcelona i Bayern Monachium.

Tak więc w okolicach lipca któraś z klubowych stron  internetowych zamieści zdjęcie rozentuzjazmanego Robina, dzierżącego w swych dłoniach koszulkę ze swoim nazwiskiem i świeżo podpisany kontrakt. Na to jednak trzeba nam jeszcze poczekać...


środa, 16 maja 2012

Eugen odpowiada "Tomkowi"


footballjustice.com

Jeden z największych wrogów Jana Tomaszewskiego, Eugen Polanski szybko odpowiedział na zarzuty krewkiego posła, atakującego obecność naturalizowanych Polaków w kadrze na Euro 2012.
Zdaniem Eugena Polanskiego słowa byłego reprezentanta kraju są dla niego i jego kolegów krzywdzące i okrutne, zważywszy na poświęcenie i trud jaki "znienawidzeni zawodnicy" wkładają w grę dla Biało-czerwonych.

W ogóle mnie nie zna, nigdy ze mną nie rozmawiał, a mimo to plecie różne głupoty na mój temat. Przestanie gadać, gdy będziemy wygrywać. Uciszymy go zwycięstwami. szczęśliwy, że gram dla Polski i chcę z tym zespołem wygrywać - powiedział Eugen.

A lista "anty-Polaków", stworzona przez  Jana Tomaszewskiego liczy kilka nazwisk. Wśród nich znaleźli się cytowany już Eugen Polanski, ale także Sebastian Boenisch, Ludovic Obraniak, Damien Perquis.
Temat jest zatem dyskusyjny, a tę kwestię trudno jednoznacznie ocenić. Obserwując jednak trend obowiazujący w innych kadrach, powoływanie oraz naturalizowanie wyróżniających się zawodników z krajów nie tylko rodzimych, jest strategią dość powszechną. Niesprawiedliwością jest obrażanie oraz skreślanie tychże reprezentantów. Jak mówi stara sportowa dewiza - wyniki obronią wszystko!
Niech i tak będzie, a wzniesiony Puchar(sic!) z pewnością ucieszy nawet pierwszego krytyka Rzeczpospolitej...


Oby tylko Pan T. nie pokusił się o ripostę... Sensacji i skandali już wystarczy.



Smuda po chińsku?

independent.co.uk

Niezwykle ciekawe informacje można było ostatnio wyczytać na łamach dziennika "Polska The Times". Zdaniem dziennikarzy z tejże redakcji Franciszek Smuda tuż po zakończeniu tegorocznych mistrzostw Europy, miałby przenieść się do Chin, by tam - na mocy niezwykle lukratywnego kontraktu - prowadzić którąś z ekipa krajowej ligi.
Mimo, iż wieść wydaje się być co najmniej sensacyjną, sam trener, choć nie szczędząc pytającym charakterystycznej dla siebie enigmatyczności nie zaprzecza.

Otrzymałem kilka bardzo ciekawych propozycji - powiedział krótko.

A warunki, które selekcjonera miałyby przekonanać do podjęcia się piłkarskiej przygody z futbolem z państwa środka są rzeczywiście atrakcyjne. Trzy miliony euro zaróbków na sezon, możliwość sprowadzenia pięciu zawodników z Europy oraz - a może przede wszystkim - praca w profesjonalnym klubie na bardzo dobrych warunkach szkoleniowych.
Na razie nie wiadomo jak potoczą się dalsze losy Franza, gdyż jak podkreśla priorytetem jest EURO.

Patrząc jednak wstecz, dotychczasowe posunięcia strategiczne i kadrowe zwykle odbierane było jako dość "egzotyczne", zaś sam Smuda w swoich wystąpieniach zdawał się mówić do słuchaczy "po chińsku"...
Smuda zdaje się być więc odpowiedni przygotowany...
Może więc pomysł nie jest tak zły?

sobota, 12 maja 2012

Młodzi pomścili seniorów



Młodzieżowe zaplecze warszawskiej Legii po raz pierwszy w swojej historii sięgnęło po mistrzostwo Młodej Ekstraklasy.
Wygrywając z Lechią Gdańsk podopieczni Dariusza Banasika na dwie kolejki przed końcem tegorocznych rozgrywek MESA zapewnili sobie ostateczny triumf, uzyskując bezpieczne, ośmiopunktowe prowadzenie na resztą stawki.
Tym samym warszawiacy zrzucili z piedestału zawodników Zagłębia Lubin, którzy w ostatnich latach efektywnie dystansowali przeciwników, urastając na dominatorów juniorskiej piłki nożnej w Polsce.

"Dorosła" Legia została zatem pomszczona. Brawo młodzi Legioniści.